
Trzydniowy wypad do szwedzkiego Göteborga. Ekwipunek: Tascam Portacapture X6, tripod od Ulanziego i żołądek gotowy na przyjęcie niemożliwych ilości kawy i kannelbullar. Żadnych słuchawek, bo zajęłyby za dużo miejsca w bagażu wizzar-owym (wybór między dodatkowymi gaciami a sprzętem audio jest dla mnie oczywisty, litości).
Jestem kiepski w relacjonowaniu wycieczek, więc ograniczę się do konkretów:
Herbata z 7 Eleven rządzi.
Na ulicach miasta dominują samochody elektryczne. Typowo warszawski, rozsadzający skronie, hałas drogowy nie istnieje.
Jadłem największą kanelbullę na świecie. Rozmiar małej pizzy.
Różnorodna tkanka miejska. Po jednej stronie ulicy Łódź Fabryczna, a po drugiej Stare Miasto w Krakowie. Na przeciwko modna dzielnica Haga, a za plecami stare kamienice.
Komunikacja miejska stoi tramwajami. Brzmią przepięknie i oldschoolowo.
Polecam gorąco rejs łodzią pasażerską na wyspę Brännö. Dwa sklepy. Zakaz jazdy samochodem (motorowery dozwolone). Rezerwat przyrody. Aż chce się zamieszkać.
Na nagrywki poświęciłem tylko jeden dzień, co ostatecznie wyszło im na dobre. Układają się w sensowną historię dźwiękową, dokumentując podroż komunikacją miejską i wodną na Brännö.
Zamieściłem na Youtube film relacjonujący edycję jednego z segmentów nagrań w Adobe Audition. Wyszedł taki mały tutorialek.
Pełna wersja nagrań jest już oczywiście dostępna na Bandcampie. ABSOLUTNIE CUDOWNA OKŁADKA autorstwa Hani Pawłowskiej.
- 28 lut

Turmeric Acid y Bardo Todol - Sonopædia
Prawdziwa petarda. Zbiór dziwacznych słuchowisk w klimacie "Piotrka" Ścianki, tyle że osadzonych w otaczającej nas rzeczywistości. Wciągające mikrohistorie para-sci-fi wyprowadzone z najzwyklejszych dźwięków: pogłosu rur kanalizacyjnych, zawodzenia księdza podczas mszy czy przetworzonych synthów. Turmeric Acid to pseudonim Michała Fundowicza, przedstawionego na Bandcampie projektu, jako "redaktor Sonopedii". Wszystko pod kuratelą Bardo Todola. Wydane na kasecie przez Strategic Tape Reserve. Chyba pora mocniej zainteresować się tym labelem.
Nina Garcia - Bye Bye Bird
Brzmi ten materiał niczym solowy album członkini dowolnego no wave-wowego składu z lat 80. Surowa, odhumanizowana, nieznośnie rzężąca gitara Francuzki Niny Garcii. Tylko dla Orłów. Przepiękna okładka. Niestety tylko vinyl od Ideologic Organ (m.in. Kali Malone). Niestety, bo nie mam gramofonu.
Przyzwoitość - Eryk, mówiący banan
Dariusz Dudziński, ex-perkusista legendarnej Ewy Braun i obecny Titanic Sea Moon. Humorystyczne, nagrane minimalnymi środkami piosenki o codzienności człowieka (banana?), który za dużo myśli. A gdy się za dużo myśli, to często pozostaje tylko - za Miłoszem - "sznur i gałąź pod ciężarem zgięta" lub odrzucenie powagi jako takiej. Dla mnie bomba. Pozdrawiam Pana Dariusza, który wysłał mi zakupioną kopię paczkomatem. Wolałbym potężną Pocztą Polską, ale cóż, taki mamy klimat.
Sokołowski/Stasiewicz/Leszoski - Manna
Wyjedzone mięso, sam szkielet. Niewiele osób po skończonym liceum zgodziłoby się z tezą, że jest to muzyka. Niewielu entuzjastów Karlheinza Stockhausena byłoby poruszonych. Ja jestem gdzieś pośrodku. Przesłuchanie tych niecałych czterdziestu minut było dla mnie z każdym kolejnym podejściem trudniejsze. Podejść zebrało się już ze dwadzieścia, więc o czymś to świadczy. Minimalistycznie wydane CD od Antenny Non Graty.
That's How I Fight - Movement Three - Continuum
Gruba sprawa. Zdecydowanie, jak do tej pory, moja ulubiona płyta w tym roku. Znowu ex-członek Ewy Braun - Piotr Sulik. Do tego Gosia Florczak, Jacek Sokołowski (nie ten sam, co powyżej) i Pieczarka Franciszek. Gitara podłączona do niekończących się loopów, syntezatory, perkusja, flet (!), akordeon (!!) i gościnny bas Jacka Chrzanowskiego w jednym z kawałków. Dziwaczny zestaw. Muzyka momentami zatrzymana gdzieś daleko w czasie, a jednocześnie mocno taneczno-rytualna. Ambient, który TAK WŁAŚNIE WALCZY (skutecznie) z odgłosami codzienności. Można poczuć się jak u Jona Hassella w ogródku. Wydało Zoharum.

Jakiś miesiąc temu ruszyłem do Parku Glinianki w Sulejówku z dwoma hydrofonami i Zoomem F3 w torbie. Staw zamarzł na kość, poza jedną, wodną oazą w północno-wschodnim rogu. Kaczki urządziły tam sobie skromne kąpielisko.
Usiadłem na brzegu i położyłem Aquariany na tafli w konfiguracji stereo. Sesja trwała pewnie z godzinę, ale w post produkcji zachowało się ok. 35 minut materiału, podzielone później na 3 części.
Przy edycji użyłem minimalnego low-passa. Nałożyłem trochę reverbu. I to by było na tyle. Odgłosy dreptania kaczek po lodzie brzmią pełno i satysfakcjonująco. Dźwięki ślizgania brzmią jak miecze świetlne z Gwiezdnych Wojen. Napisałem to już chyba z 50 razy w 100 różnych miejscach. Ale warto sklaryfikować skąd tytuł materiału.
Jedna z ciekawszych moich prac. Szczerze polecam. Niecodzienna dokumentacja dźwiękowa z najbliższego otoczenia.
